Tego dnia odbyła się próba generalna nowego wózka Tomka – Lisa Ottobock, który załatwiałam od marca br… Tak, dosyć długo to trwało, ale takie czasy… Załatwiałam to dwutorowo, bo z jednej strony trzeba mieć wniosek od neurologa dziecięcego, żeby otrzymać dofinansowanie w wysokości 3 tys. zł (czyli w tym przypadku połowę wartości wózka), a z drugiej strony trzeba być w kontakcie ze sklepem ortopedycznym, który sprowadził na przymiarkę w sumie trzy wózki. Ostatni okazał się idealny, ale też trzeba było na niego najdłużej czekać. Jeszcze w marcu nie przypuszczałam, że to wszystko tyle potrwa… A nasz stary MacLaren nie dość, że już za mały na Tomka, połamany i z ledwo kręcącymi się kołami musiał dać radę do tego czasu. I w dodatku często trzeba go było wozić do szkoły, żeby był na spacery, a później zabierać na popołudnia lub na weekendy do domu…
Pierwsze skierowanie do neurologa. Termin trzy razy przesuwany z powodu dużej liczby pacjentów w Fundacji, po czym zostałam łaskawie poinformowana, że Pani doktor nie wypisze mi takiego wniosku. Trzeba było więc szukać innego neurologa. Na szczęście na Ligocie termin był wyjątkowo szybki, chyba około miesiąca, za sprawą cennych orzeczeń i zaświadczeń, które posiadamy… Tym razem się udało i to tuż przed sprowadzeniem ostatecznie wybranego i tak długo wyczekiwanego wózka.
Wózek jest wyjątkowo lekki (tylko 15 kg) i mieści się do naszego bagażnika. Prowadzi się dobrze, bo ma większe tylne koła. Trzeba opanować wjeżdżanie na krawężniki, bo to nie lekkie dziecko, tylko już spory kawaler, który razem z wózkiem waży prawie 50 kg.
2 sierpnia 2022 pogoda troszkę nie umiała się zdecydować. Rano niebo było zachmurzone, później popołudniu w słońcu upalnie. Mieliśmy przemiłe towarzystwo – ciocię Mariolę – opiekunkę Tomcia i jej córę Julkę, bez których nawet nie mogłabym pomarzyć o tej wycieczce. Z dwoma wózkami jedna osoba po prostu nie da rady. Przyjechaliśmy tuż po otwarciu Jura Parku. Ludzi jeszcze nie było za dużo. Od razu podjechał pociąg do „tunelu czasu”. Najpierw nie chciałyśmy tam wsiadać, bo przecież dzieci to nie zainteresuje, albo będą się bać… ale później zaryzykowałyśmy. Kierowca pomógł wnieść wózek Tomka. My drugi wózek. Zasiedliśmy w ostatnim rzędzie. Wysłuchaliśmy komunikatu i dostaliśmy okulary 3D. Madzia złapała mnie za rękę. Tomek na kolanach u cioci Marioli. Wjechaliśmy do tunelu, zamknęły się drzwi i zrobiło się ciemno jak w grobie. Ja się bałam podwójnie, a nawet potrójnie, bo sama mam lekką klaustrofobię, a tu jeszcze dziecko niepełnosprawne, które jest dosyć nieprzewidywalne, może mieć wybuch paniki lub coś innego, no i jeszcze mała Madzia, która nie była nigdy w kinie. Ale chyba z tego wszystkiego to ja się najbardziej bałam, bo dzieci jakoś nie krzyczały, nie płakały i dojechały do końca filmu o powstaniu wszechświata.
Później już było całkiem fajnie. Spacer drewnianymi kładkami i oglądanie figur dinozaurów. Niektóre są ogromne, imponujące. Mimo że trasa przystosowana dla osób niepełnosprawnych, to jednak do muzeum paleontologicznego nie można wjechać wózkami. Sceneria ciekawa, bardzo realistyczna, choć dla dzieciaków najciekawszym punktem programu była przerwa na lody, a później jeszcze plac zabaw, który jest naprawdę super urządzony. W oceanarium paleontologicznym było ciemno i Tomek nie bardzo zauważał wyświetlane na ekranach prehistoryczne stwory. Zdecydowanie ciekawsze było spacerowanie na powietrzu.
Jakoś czytając o tym miejscu w Internecie miałam wrażenie, że jest dużo większe i że go w jeden dzień nie ogarniemy. Ale bez problemu się udało i wszyscy byli zadowoleni.