Rodzinne chorowanie
No i dopadło nas wszystkich. Jelitówka przywleczona przez Madzię z przedszkola. Delikatnie mówiąc to była masakra. Dwa razy miałam przed oczami wizję SOR-u i już niewiele brakowało, żebym spakowała rzeczy i tam pojechała. Pierwszy raz, gdy Madzia zaczęła z wymiotami co 15 minut, a drugi raz już pod koniec wszystkich przykrych konsekwencji, gdy Tomka złapały takie skurcze brzucha, że krzyczał z bólu i nie wiedziałam już jak mu pomóc… Jedyne co mnie powstrzymywało to chyba to, że sama ledwo trzymałam się na nogach i po prostu nie miałam siły na taką eskapadę. Bycie chorą równocześnie z chorymi dziećmi nie jest łatwe. Ale bycie chorą przy dziecku z niepełnosprawnościami, które nie jest w stanie powiedzieć co go boli, nie potrafi samodzielnie wstać i dolecieć do łazienki gdy to konieczne, to prawdziwe wyzwanie. Nie wiem skąd brałam siły, żeby podawać mu miskę, czy dźwigać go z zabrudzonej pościeli, przebierać, myć… Tu najwyraźniej pomogła tylko modlitwa. Ważne, że przetrwaliśmy i że pralka nie padła po dwóch dniach nieustannej pracy 😉
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!