Kilka dni temu wróciliśmy z turnusu rehabilitacyjnego w Polanice na Polanie Świętokrzyskiej, gdzie przy wspaniałej pogodzie (momentami zbyt upalnej) spędziliśmy dwa tygodnie. Tomuś bardzo intensywnie ćwiczył i przy wspólnych wysiłkach rehabilitantów znów zrobił kilka kroków naprzód. Rozciągnięcie Achillesa okazuje się możliwe, tylko wymaga bardzo profesjonalnego podejścia, odpowiedniego zapięcia w kombinezonie oraz solidnych ćwiczeń. Po zajęciach udawało mu się przez chwilę chodzić normalnie, tj. dociskać lewą piętę do ziemi. Niestety skrót lewej nóżki pogłębił się, a długość lewej stopy znów jest krótsza od prawej, która urosła w ostatnich tygodniach.

Od początku turnusu obserwowaliśmy duże „rozgadanie” Tomka. Nie chodzi tu o mowę, ale o nowe dźwięki i sylaby, których wcześniej nie było oraz o ilość tego „gadania”. To nas bardzo cieszy. Ucieszyło nas również niewyraźne słówko „kokołko”, czyli „kakałko”, które Tomek chętnie wypowiadał, gdy pytałam, co chce na śniadanko albo kolację. Znów mamy większą nadzieję na to, że uda się kiedyś połączyć te wszystkie sylaby w słowa i Tomek zacznie mówić…

Obserwowaliśmy Tomka na zajęciach i poza zajęciami, przy zabawie. Naśladując kolegę wszedł tym razem do baseniku z piłkami i „przepłynął” cały basen kilka razy. Tego wcześniej się bał, nie potrafił się wygramolić z piłek. Teraz sobie poradził, ale niestety na wyższe poziomy placu zabaw, czyli na zjeżdżalnię już nie wszedł. Najwięcej radości sprawia mu budowanie domów i mostów z ogromnych klocków. Sam sobie coś wymyśla i buduje. Czasem angażuje dzieci, które się napatoczą, ale one niekoniecznie chcą uczestniczyć w takim budowaniu. Zdarzyło się kilkakrotnie, że z kimś się fajnie bawił, ale gdy pojawiło się inne dziecko, które szybciej biegało i które potrafiło mówić, to Tomuś niestety zostawał znów sam.

Bardzo duży postęp nastąpił na sensoplastyce. Tomek już bez problemu zanurza obie rączki w kleistej masie, dolewa kolory, makarony i wszystko miesza. Tym razem pobrudził sobie nawet obie nóżki, choć na chodzenie po tym kolorowym błotku jeszcze za wcześnie.

Zauważyliśmy też inne postępy u Tomka: potrafi karmić kaczki i ma przy tym dużą frajdę. Sam urywał chlebek i rzucał kaczuszkom. Nawet wybierał, której rzuci. W pokoju natomiast trenował z tatą rzucanie piłką. Rzuca nieźle, czasem udaje mi się ją złapać.

Codziennie musieliśmy odwiedzić koniki i osiołka, które Tomek bardzo lubi. Tym razem miał kilka zajęć z hipoterapii, więc bardzo się cieszył. Były też inne atrakcje, jak wizyta w oceanarium, w Parku Miniatur, były bańki mydlane, ognisko z piosenkami na gitarze i pysznym grillem, poszukiwanie skarbów i inne animacje.

Mimo wielu zajęć i tak spędziliśmy miło i rodzinnie ten czas, a najważniejsze, że byliśmy wszyscy razem. Wiemy, że dla Tomka to właśnie jest najważniejsze, gdy ma rodziców przy sobie. Wtedy czuje się bezpiecznie i jest spokojniejszy.

W tym roku dla Tomka Dzień Dziecka trwa od piątku, gdyż wtedy dzieci świętowały w przedszkolu. Wczoraj urządziliśmy imprezę w rodzinnym gronie, więc Tomek bawił się z rodzicami, babciami i dziadkami. Były baloniki i bańki mydlane, była jazda na traktorku i kiełbaska z grilla, coś słodkiego i arbuz. Czyli wszystko, co Tomek lubi. Śmiało mogę powiedzieć, że w tym roku Tomek pierwszy raz świadomie przeżywał to święto. Już w piątek wiedział o co chodzi, a w sobotę zrobił nam pobudkę o piątej rano, w super humorze i chętny do zabawy. Z każdego prezentu bardzo się cieszył i przez cały dzień był wyjątkowo grzeczny. Niedzielne popołudnie też spędziliśmy miło na spacerze, a najważniejszym punktem programu były lody, przysmak Tomka, o który dopomina się codziennie po przedszkolu. Na szczególną uwagę, jak zwykle zasłużyły gołębie i kaczki, przy których koniecznie trzeba się zatrzymać. Na dzisiejszy spacer wybraliśmy się z wózkiem i choć Tomcio dużo nie chodził, to i tak pokazywał, że boli go lewa nóżka. Miał ortezy, które znów go obcierają. Później wystraszył się hałasu motorów, przeszkadzała mu głośna muzyka i tłum ludzi. Tomek tego nie lubi, dlatego zwykle szukamy miejsc kameralnych, choć w mieście przy pięknej pogodzie nie jest to wcale łatwe.  Zrezygnowaliśmy z wielu imprez, gdzie na pewno byłoby dużo ludzi. Wybraliśmy mniej zatłoczone miejsce, choć jak się okazało też zorganizowano tam plenerową imprezę. Znaleźliśmy stolik na uboczu, zjedliśmy dobre frytki z ketchupem i już było dobrze. Stres zażegnany, ortezy na chwilę zdjęte z nóżek, pozwoliły Tomciowi odpocząć. Kiedyś przy tylu niesprzyjających okolicznościach od razu gnalibyśmy do domu, ale teraz spróbowaliśmy inaczej i okazało się, że Tomek jest już starszy i łatwiej radzi sobie z trudnościami. Mimo, że jest jeszcze wiele rzeczy, które są dla niego uciążliwe i których nie przeskoczymy, udaje nam się już powoli wkraczać z Tomkiem w nowe miejsca i oswajać go z nowymi sytuacjami.

Wbrew pozorom Tomek ma bardzo mało czasu na zabawę. W tygodniu po przedszkolu ma dodatkowe rehabilitacje, hipoterapię, muzykoterapię, terapię logopedyczną, czasem basen. Tak więc zostaje mu godzina lub dwie na zabawę w domu. Wyjątkiem są weekendy, gdy tego czasu ma aż za dużo… Zwykle do zabawy angażuje nas – rodziców, choć chętnie bawi się z dziadkami lub każdą inną osobą, która poświęci mi uwagę. Od niedawna zauważyliśmy, że potrafi już coraz częściej sam zorganizować sobie zabawę. Ostatnio była to prawie cała godzina! To ogromny postęp i wielka przyjemność zobaczyć, jak próbuje coś sam zrobić. Czasem jest przy tym dużo hałasu, czasem trudno nam dowiedzieć się jaka jest idea jego zabawy, ale ważne, że Tomek jest przy tym szczęśliwy, że wydaje różne dźwięki udając np. samolot zbudowany z klocków lub auto, w którym siedzi ulubiony misio. Często obstawia się krzesełkami, poduszkami, pudłami, tworząc coś w stylu twierdzy. Tomek jest przy tym wymagający, więc jak sobie coś wymyśli i nie potrafi tego zrobić, to albo sam próbuje do skutku, albo zaczyna krzyczeć i się denerwować, że coś mu nie wychodzi, albo szuka pomocy u rodziców.

Tym razem nie będzie optymistycznie. Są dni, kiedy kompletnie nie potrafię zrozumieć Tomka, nie mam pojęcia co mu dolega, co go boli, co jest mu potrzebne. Rozeznałam już, że gdy jest pozornie strasznie niegrzeczny, bez powodu krzyczy, gryzie, szczypie, rzuca zabawkami, niszczy wszystko wokół, wpada w histerię, to wiem, że coś go boli. Staje się zupełnie innym dzieckiem, a ja nie bardzo wiem, jak mu pomóc, bo Tomek nie potrafi nam powiedzieć, co go boli. Jest wtedy bardzo pobudzony, nikogo nie słucha i nie potrafi się skupić nad odpowiedzią. Gdy pytam, czy boli go brzuch, to zwykle odpowiada „tak”. Ale gdy za chwilę zapytam, czy boli go gardło, ząb, nóżka itd., to uzyskuję tą samą odpowiedź. Tak jakby w ogólnie nie rozumiał pytania ani sensu odpowiedzi. Gdy proszę, aby rączką pokazał, co go boli, to zawsze pokazuje na klatkę piersiową, a to też nic mi nie mówi. I to wcale mi nie pomaga. Dodatkową trudnością jest opanowanie tak rozzłoszczonego dziecka, pełnego energii i siły, której ja chyba mam mniej od niego. Z boku wygląda to na typową histerię niegrzecznego dziecka. Tylko, że Tomek nie zachowuje się tak codziennie, a w dodatku, już nie jeden raz okazało się, że czasem jest to banalnie prosta sprawa np. brzuszkowa. Innym razem takie zachowanie było wywołane przez potworny głód, o którym też nie potrafi zakomunikować. Ale gdy jakimś cudem domyśliłam się, że może chce coś zjeść i dał się potem uspokoić, to już wiedziałam o co chodziło. Obawiam się tylko, że z wiekiem będzie coraz trudniej zapanować nad konsekwencjami takiego zachowania. Boję się, że kiedyś może sobie zrobić krzywdę. Żeby tylko móc Cię zrozumieć, Tomku, dotrzeć do tego, co kryje ta Twoja mała główka, z czym się męczysz. Tak bym chciała, żebyś nauczył się mówić choć kilku słów…

Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy oddali swój 1% podatku na rehabilitację Tomka. Wprawdzie dopiero w listopadzie środki te wpłyną na konto Tomka, ale już teraz chcielibyśmy gorąco podziękować za Państwa wsparcie i pamięć o naszym Tomciu. To dla nas i naszego syna nieoceniona pomoc.

Działamy cały czas. W tym roku najważniejsze cele to dalsza rehabilitacja i terapia logopedyczna metodą krakowską, która najbardziej się sprawdza w przypadku Tomka. Na pewno część środków przeznaczymy na dobry turnus rehabilitacyjny dedykowany dzieciom z MPD. Konieczne będzie też nowe zaopatrzenie ortopedyczne – już wkrótce musimy planować kolejne większe ortezy i obuwie ortopedyczne, gdyż Tomek rośnie, jego stópki też…

Tomek ma nową fryzurę. Było to już konieczne i nawet się cieszył, gdy mu powiedziałam, że idziemy do fryzjera, ale później było tak jak zwykle, to znaczy niełatwo. Tak szczerze, to właściwie miło wspominam tylko pierwszą wizytę u fryzjera, gdy Tomek był jeszcze mały, mniej ruchliwy i chyba nie wiedział co go czeka. Teraz ciężko jest go utrzymać na stołku, wierci się i kręci na wszystkie strony. Pani fryzjerka ma ogromne wyzwanie z golarką i nożyczkami, żeby nikt nie ucierpiał przy tej akcji. Tym razem zaraz po posadzeniu Tomka na stołek i nałożeniu kolorowego dziecięcego fartucha, już mu się nie podobało. Nie wiadomo, czy nowy kolor fartuszka, czy samo siedzenie. W trakcie strzyżenia co najmniej dwie osoby muszą go trzymać, zabawiać i uważać, żeby nie spadł ze stołka. Do tego jest krzyk i płacz, a włoski są wszędzie i to największy problem. Tyle, że Tomcio nie rozumie, że gdyby się tak nie wiercił i nie zrywał w połowie strzyżenia fartucha, to mniej by go to wszystko łaskotało. A tak to za kołnierzem jest pełno ściętych kłaczków, są w zapłakanych oczkach, na całej buzi, na rączkach, no i oczywiście na mamie, która próbuje utrzymać główkę i osłonić oczy, uszka i szyję przed nieoczekiwanymi ruchami Tomka. Uff, już po wszystkim. Teraz już Tomek z dumą przegląda się w lustrze. Nowa fryzura bardzo mu się podoba i to najważniejsze…

Zrobiliśmy mały krok naprzód, a tak właściwie to duży skok do wielkiego basenu. Chcemy spróbować nauczyć Tomka pływać. Bo właściwie żadnych przeszkód ku temu nie ma. Wody się nie boi, rozumie, co się do niego mówi, potrafi utrzymać się w rękawkach na wodzie. No i znalazł się ktoś, kto chce się tego podjąć. Nie przewidzieliśmy jednak wielu innych czynników. A mianowicie tego, że Tomek jeszcze nigdy nie był na dużym basenie, gdzie jest hałas, dużo nieznanych osób, dźwięków i temperatura wody zwyczajna basenowa, a nie podgrzewana jak w wannie, czy w kameralnym baseniku, w którym czuł się wyśmienicie. Tak więc pierwsza lekcja pływania spłynęła rzewnymi łzami i szczękaniem zębami. Rozproszenie uwagi było tak duże, że ciężko było mu zrozumieć co ma robić, polecenia powtarzane były wielokrotnie, a Tomcio i tak czuł się nieswojo.

Jednak tak jak z każdą nową sytuacją, tak i z tą postanowiliśmy się zmierzyć i dać sobie i Tomkowi jeszcze szansę. Po basenie zabraliśmy naszego małego pływaka do kawiarenki na herbatkę i ciasteczka i tam zapytaliśmy, czy mu się podobało i czy pójdzie jeszcze na basen. I ku naszemu zaskoczeniu obydwie odpowiedzi brzmiały „tak”. Podsumowując, wszelkie czynniki niesprzyjające, które w naszym odbiorze przemawiały za tym, że jednak nic z tego nie będzie, niekoniecznie były dla Tomka istotne. Ważne, że ogólne wrażenie było na tyle dobre, że dał się zabrać na drugą lekcję, na której było już zdecydowanie mniej płaczu i krzywienia się, a dużo więcej słuchania, skupienia i wysiłku włożonego w naukę pływania. Zaczęłam mieć nadzieję na to, że kiedyś nauczy się pływać. O skupieniu i postępach w nauce pływania nie możemy jeszcze mówić, ale jeśli tylko Tomek przyzwyczai się do nowego otoczenia i je zaakceptuje, to wtedy naprawdę popłyniemy małymi kroczkami do przodu.

Nowy rok rozpoczęliśmy od turnusu rehabilitacyjnego w znanym nam już ośrodku POLANIKA na Polanie Świętokrzyskiej. Może to nie był zbyt trafiony termin (dlaczego? o tym napiszę później), ale Tomek ostatnio ma bardzo mało ćwiczeń i to było niezbędne. Zabraliśmy nowe ortezy, z których wyrabianiem męczymy się już od trzech miesięcy, bo ciągle coś trzeba poprawiać. Tym razem nawet buty musiały jechać do poprawy…

Tomcio dobrze funkcjonuje w miejscach, które już zna, więc tym razem było mu dużo łatwiej z otoczeniem i odpadły nam problemy z oswajaniem się i nowościami. Pokój mieliśmy w budynku głównym, co również ułatwiło funkcjonowanie w okresie zimowym. Na terapii zajęciowej i zajęciach rekreacyjno-usprawniających grupowych nie było tym razem żadnych problemów. Co ciekawe, Tomek spotkał kilkoro dzieci, które były w ubiegłym roku na turnusie, więc miał takich „swoich znajomych”.

Czytaj dalej

Tym razem wybraliśmy się do zoo. Troszkę ono inne niż takie typowe ogromne ogrody zoologiczne, gdzie Tomek płacze z powodu tłumów, hałasu, a poza tym niewiele widzi, gdy zwierzęta są na ogromnych wybiegach. W Wilkowicach jest inaczej – zwierzątka podchodzą blisko ogrodzenia i dobrze je widać. Nie było też tłumów ludzi, których boi się Tomek, więc mogliśmy spokojnie spacerować i wszystko oglądać. Wszędzie można bez problemu podjechać wózkiem, a przy ścieżkach są ławeczki, co jest dla nas bardzo ważne, bo Tomek nie dałby rady tak dużo chodzić. Najbardziej podobały mu się kozy, malutkie kucyki i osiołki. W mini zoo były świnki morskie, małe małpki, koszatniczki, wiewiórki, króliczki, kury i świnki i dużo innych zwierzątek. Dobre było też jedzonko z grilla, a humor tego dnia dopisywał. Na pewno było to dla niego nowe  doświadczenie, a przy okazji dobra zabawa.