Już od dawna zastanawialiśmy się czy pojechać na wyjazdowy turnus rehabilitacyjny. Nasze obawy wynikały z informacji o tym, że z takich turnusów dzieci wracają przemęczone, że niewiele to im daje, a ceny są niestety bardzo wysokie. Mimo to w tym roku zdecydowaliśmy się pojechać na dwutygodniowy wyjazdowy turnus rehabilitacyjny. Wybraliśmy ośrodek Polanika w Chrustach na Polanie Świętokrzyskiej. Dużym plusem była odległość, gdyż Tomek nie wytrzymuje długo w samochodzie, a trzy godziny jesteśmy w stanie jakoś przetrwać.

Pogoda nam dopisała, było wakacyjnie, więc oprócz mnóstwa zajęć (czasem osiem terapii w ciągu dnia), był też czas na zabawę na podwórku z rodzicami i z innym dziećmi. Obawa, że dziecko będzie przemęczone, była niepotrzebna. A przynajmniej nie nasze dziecko, które tryskało energią przez całe dwa tygodnie. Może dlatego, że na co dzień też mamy mnóstwo zajęć, w przedszkolu i dodatkowo jeszcze popołudniami. W każdym razie zajęcia były tak urozmaicone i tak dobrze dobrane, że Tomcio dobrze się bawił, dużo się nauczył i jeszcze miał siły na dodatkowe atrakcje.

Wśród znanych Tomkowi ćwiczeń NDT Bobath, terapii SI, terapii ręki, czy kranio-sakralnej, pojawiły się nowe zajęcia np. w Sali doświadczania świata, integracja odruchów dynamicznych i posturalnych oraz zajęcia na basenie. Niezależnie od tego czy na basenie przebywał z rodzicami, czy indywidualnie, były to z pewnością jego ulubione godziny. Codziennie były też zajęcia grupowe, np. rekreacyjno-usprawniające, muzyczno-ruchowe lub sensoplastyka, które na początku stanowiły duży problem, ale po kilku dniach i tutaj Tomek poczuł się pewniej. Na pierwszych zajęciach muzycznych, gdy dzieci zaśpiewały piosenkę na powitanie „Witaj Tomek”, Tomek się zawstydził i rozpłakał. Był bardzo spięty, nic nie pokazywał, nawet nie klaskał, bo to była dla niego nowa sytuacja, a z takimi „nowościami” Tomek sobie po prostu nie radzi. Dopiero kiedy poznał dzieci i ich rodziców, a sytuacja powtarzała się codziennie, zaczął aktywnie uczestniczyć w zajęciach.

W trakcie turnusu Tomek opanował dodatkowo zjeżdżanie ze zjeżdżalni, czego wcześniej się bał. Nauczył się kopać piłkę, bo miał na to dużo czasu przy zabawach z tatą na łące. A na indywidualnych zajęciach na basenie nauczył się machać oboma nogami (także lewą) i utrzymać na wodzie w rękawkach i na makaronie. W sumie wszyscy wróciliśmy bardzo zadowoleni i pełni podziwu dla nowych osiągnięć Tomka.

Tomek często choruje, więc postanowiłam zabrać go do Groty Solnej. Trochę bałam się jego reakcji. Myślałam, że w takim półmroku będzie się bał, ale ku mojemu zaskoczeniu bardzo mu się to spodobało. Przede wszystkim dlatego, że byliśmy sami i pewnie też dlatego, że mama bawiła się z nim na ziemi. Zaczęliśmy chodzić systematycznie i oprócz celów zdrowotnych, osiągnęliśmy jeszcze jeden całkiem duży sukces – sól w roli piasku spowodowała wyćwiczenie nowych umiejętności. Do tej pory Tomuś nie potrafił bawić się w piaskownicy, trudno mu było posługiwać się łopatką i wiaderkiem, nawet nie próbował napełniać foremek piaskiem. A po kilku seansach w Grocie Solnej nauczył się bawić wiaderkami, łopatką, grabkami, przesypuje, nasypuje i ma przy tym dużą frajdę.  Super zajęcie na chłodne i deszczowe dni, gdy nie można skorzystać z piaskownicy. A przy tym dobra terapia rączek.